Kilka słów o... "Relapse"
Ministry (2012)
Szybko...
szybciej... Ministry!
Ileż razy trzeba by było przesłuchać najnowszy album Ministry
"Relapse", żeby go polubić? Sto, tysiąc, nieskończenie wiele
razy? Mi wystarczyły dwa podejścia, żeby się zniechęcić i jak to
bywało po ostatnich "wiekopomnych dziełach" Ala i spółki -
rozpoczyna się wyczekiwanie na remiksy owej płyty, gdyż "Rio
Grande Dub Ya" i "The Last Dubber" nie powinny być
jedynie kwiatkiem do kożucha - zespolenie metalu i elektroniki
jest, według mnie, genialne! Jednakże w czasach popularności
Skrillexa i innego dub stepowego ścierwa mam nadzieję, że
remiksy nie będą spod znaku ostatniej płyty Korna, bo bym się
chyba przekręcił!
Na "Relapse" można było się spodziewać ciężkich riffów,
szybkich gitarowych wymian, tyle tylko, że mnie Ministry
przyzwyczaiło do metalowo-industrialnych kombinacji z lat
90-tych, a nie, co od kilku płyt ma miejsce, ścigania się ze
Slayerem - kto szybciej gitarzy?! Nie wszystkie utwory są
oczywiście jedną wielką napierdalanką, są też i wolniejsze
kompozycje, ale nie ma w nich ducha, oryginalności i jakiejś
iskry (na pewno nie bożej – z Bogiem Al i ferajna mają niewiele
wspólnego), dla której dałoby się zapamiętać coś więcej niż to,
że w sumie to wszystko obrazuje jedną wielką nicość – pustkę po
szalonych latach ubiegłego wieku (po roku dwutysięcznym jedynie
"Houses Of The Mole" z 2004 r. trzyma wysoki poziom).
Personalnie, po zmartwychwstaniu, skład Ministry A.D. 2012
wygląda bardzo poprawnie - Jourgensen dotatuował sobie resztę
ciała powyżej pasa, zakolczykował twarz i chleje jak dawniej;
wrócił Mike Scaccia (które to już jego podejście do Ministry?);
Tommy Victor i Tony Campos (wspomagany w nagrywaniu ścieżek basu
na płytę przez Casey Orra [Gwar!]), pozostali w Ministry…
Wszyscy się dobrze bawią w 11-odcinkowej serii-relacji z prac
nad albumem "Ministry's The Making of Relapse 2012 Webisode"
(YouTube).
Na trasie (m.in. Przystanek Woodstock 2012 w Polsce!) pewnie
wspomagać będą ich Aaron Rossi na perkusji i John Bechdel na
klawiszach. A więc bardzo kosmetyczne zmiany sprzed zawieszenia
działalności (Sina Quirina zastąpił Scaccia).
Wracając do płyty… W zasadzie do połowy albumu (a konkretnie do
5-ej kompozycji włącznie) nie dzieje się za wiele – dużo hałasu
o nic, heavy metal bez sensu (numer otwierający: "Ghouldiggers"
– przecierałem uszy ze zdziwienia na wstępie – czy to jakieś
jebane AC/DC?!?), ale później już jest lepiej (bo gorzej się nie
da!). Wtedy to pojawia się "99 Percenters" –
fantastyczny, melodyjny kawałek jakby wyjęty z innego świata –
dla mnie najmocniejszy (nie ze względu na ciężkość gatunkową)
punkt "Relapse". Od tego momentu do końca albumu da radę
dociągnąć, ale można co najwyżej powiedzieć, że się album
zaliczyło, bo nie była to uczta muzyczna.
ps. Fuck! To już najnowszy track Paula Barkera (w duecie z
Taylor Momsen [!]) jest o niebo lepszy niż cała "Relapse"! |